Tatuaż maoryski i covery
Tak wiem, nie robię coverów i tatuażu maoryskiego. No ale czasem pojawiają się wyjątki, są też klienci, którzy zapisali się tak dawno, że już nie wypada im odmówić. Nic się nie zmieniło. Nie podejmuję się wykonania tatuaży wzorzystych i skomplikowanych mechanizmów. Co do coverów to zdarza się, że klient ma ciekawy pomysł na przykrycie starego wzoru i daję się namówić. Tym razem są dwa wzory. Pierwszy z nich to koliber, który przykrył nieudane ornamenty wykonane w zakładzie kosmetycznym. Trzeba było pójść na kompromisy i dodać więcej rozlanej akwareli, by ukryć stare linie. Być może konieczna będzie jeszcze jedna wizyta, by stary wzór całkiem zniknął, no nic powalczymy. Myślę, ze wyszło ciekawie, a ja przy pracy bawiłam się doskonale. Przy okazji drugiego coveru (klucz wiolinowy) przypominam ważną zasadę by nie robić sobie tatuaży pod wpływem alkoholu. Przyznam, że bardzo ciężko było nam rozpoznać kształt i nazwać dzieło. Czekamy na rozwiązanie zagadki – co autor miał na myśli 😉 Na zachętę na koniec miesiąca rozlosujemy voucher o wartości 100 zł do wykorzystania w naszym studiu wśród aktywnych uczestników fanpage (komentarz, udostępnienie lub polubienie tego posta).
Kolejne tatuaże to codzienność, która czasem może być mocno męcząca. Zdarzyło mi się długo odpoczywać po szalonym maratonie w studiu. Jak widać nawet najmniejsze tatuaże wykonuję z dużą starannością i są równie pięknym dziełem co ich większe odpowiedniki. Poszukiwania stylu jeszcze nie zostały zakończone, jak również moja nauka rysunku. Pozostając przy tym temacie chcę zdementować wracające jak bumerang twierdzenia, że rzekomo jestem uczennicą pewnego kieleckiego tatuażysty. Z jego studiem współpracowałam kilkanaście miesięcy na zasadzie pojedynczych zleceń, którymi były rysunki tatuaży. Może prosiłam o dwie czy trzy drobne porady ale nie było tego tyle, by mógł nazywać się moim nauczycielem. W żadnym stopniu nie mamy pokrewnego stylu pracy, opanowania narzędzi, techniki itd. Skąd więc umiejętności? Podobnie jak z nauką rysunku – potrzebna jedynie głowa, dwie rączki, maszyna i lata nauki, prób i błędów.
Niektóre z widocznych niżej tatuaży zostały zainspirowane istniejącymi wzorami dostarczonymi przez klientów – np. okładki płyty AC/DC. W przypadku coveru kolibra i klucza wiolinowego oparłam pomysły na istniejących wzorach oraz wykorzystałam podobną technikę wykonania. Rysunki zostały narysowane od początku. Kobieta w masce także została zainspirowana projektem. Kolejne wzory były często wykonane na podstawie mojego prostego szkicu, reszta dzieła odbywała się na skórze. Powstały małe wzory, z nich bardzo lubię piórko i różyczki.
Na koniec zostawiłam kilka przekłuć w tym dwa powierzchniowe oraz kolczyki w nosie.